Skocz do zawartości

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

FM to nie są jego teorie tylko sprawdzone w praktyce etody hodowli zwierząt, które zresztą sam stosujesz, bo doszedłeś do podobnch wniosków co inni hodowcy.

Olobolo jak widać opis inbredu i dziedzicznia genów recesywnych/dominujących nie został zrozumiany .

  • Dziękuję 1
Opublikowano
FM to nie są jego teorie tylko sprawdzone w praktyce etody hodowli zwierząt, które zresztą sam stosujesz, bo doszedłeś do podobnch wniosków co inni hodowcy.

Olobolo jak widać opis inbredu i dziedzicznia genów recesywnych/dominujących nie został zrozumiany .

Ja piszę o pomyłce w przekazywaniu tych teori.
Opublikowano

Na pewno znając genotyp osobników mamy sprawę prostszą i dającą o niebo lepsze i przewidywalne rezultaty ale zapewne wiąże się to z kosztami. Nie mam pojęcia jakiej wielkości są to koszta i gdzie takie badania można by wykonać, wydaje mi się że gdyby to było proste i tanie to "nasze renomowane" hodowle by to robiły. Nie znam się na tym więc mogę się mylić. Na pewno Azjaci bawią się genetyką bo spod ich rąk wychodzą niezłe dziwolągi ;).

Opublikowano

Eliot tu nie chodzi o znajomość całego genotypu danego osobnika, ale o znajomość genów odpowiedzialnych np. za ubarwienie, brak płetw itd. Masz w avatarze długowłosego owczarka. Nie wiem czy jego rodzice byli długo czy krótkowłosi ale wiem , że jego potomstwo z długowłosym partnerem nie będzie szorstko czy krótkowłose. Tyle daje pobieżna znajomość genetyki.

Opublikowano

Eljot odpisałem na pw aby nie zaśmiecać.

Suricade... Prościej juz nie umiem :) i tak ostro się ograniczyłem.

Jeszcze jedno. Bo zapomniałem dodać dlaczego to właśnie chów wsobny jest taki istotny w uzyskaniu czystych linii.

Ano dlatego, ze szybciej można je otrzymać. Gdyby nie stosować chowu wsobnego, to czasami nie byłoby możliwe otrzymanie czystych linii.


Eljot, może to trochę moja wina, ale są dwie sprawy. Sposob, który tu opisałem nie wymaga nakładów finansowych większych niż metoda stosowana przez FM. To jest raczej kwestia wiedzy.

To do czego Ty nawiązujesz, to genotypowanie. To juz jest drogie jak cholera.

Program genotypowanie 4000 buhajów kosztuje miliony. W tej chwili w Polsce na prawdę dużo sie dzieje w tej kwestii nie tylko wsród zwierząt, ale tez roślin uprawnych.


Wy na prawdę nie boicie sie ze ktoś wykorzysta to co napisałem?

-- dołączony post:

Ok to jeszcze odpowiem suricade tak masz racje ale od około 2007 przechodzi sie na tzw genomową ocenę wartości hodowlanej. Najpierw stosowało sie i nadal jeszcze stosuje mikrosatelity, potem super sprawę jaka są markery SNP, Aobecnie po prostu sie sekwencjonuje całe DNA. stad tyle milionów to kosztuje. Znamy wszystkie geny u każdego z Rych 4000 buhajów. Ale u ryb to niepotrzebne. Bo ryby maja bardzo krotki okres w którym można otrzymać masę narybku.

Opublikowano
Wy na prawdę nie boicie sie ze ktoś wykorzysta to co napisałem?
Ale wydaje mi się że to już jest wykorzystywane tyle że "bezwiednie" Hodowca łącząc samca o danych cechach z kilkoma samicami wie z jakiej pary jakie ma potomstwo. Z tego co zrozumiałem nie jest w stanie określić bez badań jaki gen odpowiada za co (chyba że te badania w przeciwieństwie do genotypowania są tanie i łatwo dostępne).

Eliot tu nie chodzi o znajomość całego genotypu danego osobnika, ale o znajomość genów odpowiedzialnych np. za ubarwienie, brak płetw itd. Masz w avatarze długowłosego owczarka. Nie wiem czy jego rodzice byli długo czy krótkowłosi ale wiem , że jego potomstwo z długowłosym partnerem nie będzie szorstko czy krótkowłose. Tyle daje pobieżna znajomość genetyki.
Ale FM też wie że łącząc wybitnie czerwonego samca z daną samicą nie uzyska zielonego (nie piszę o krzyżowaniu) tylko bardziej lub mniej czerwonego :). Rzeczą zrozumiałą dla mnie jest to, że aby mieć pewność iż łącząc samca X z samicą Y będzie miał potomstwo zdrowe o pożądanych cechach, musi wiedzieć jakie geny za to odpowiadają. Pytanie jest czy może się tego dowiedzieć w "łatwy i tani" sposób a nie jak do tej pory metodą prób.
  • Dziękuję 1
Opublikowano

Ale FM też wie że łącząc wybitnie czerwonego samca z daną samicą nie uzyska zielonego (nie piszę o krzyżowaniu) tylko bardziej lub mniej czerwonego :). Rzeczą zrozumiałą dla mnie jest to, że aby mieć pewność iż łącząc samca X z samicą Y będzie miał potomstwo zdrowe o pożądanych cechach, musi wiedzieć jakie geny za to odpowiadają. Pytanie jest czy może się tego dowiedzieć w "łatwy i tani" sposób a nie jak do tej pory metodą prób.


W tym cała zabawa. Jeżeli oboje czerwoni rodziece -przyjmuję czerwony za gen dominujący-mają recesywne geny zielonego , to prędzej czy później , pojawią się zielone młode.

W łatwy i tani sposób badamy kilka egzemplarzy i do hodowli nie używamy nosicieli niprawidłowego genu. W efekcie uzyskujemy populację wolną od danego problemu. Jedyny kłopot to zidentyfikowanie danego genu.

Opublikowano
W łatwy i tani sposób badamy kilka egzemplarzy
Ale gdzie? Pytam bo może osoby które prowadzą hodowle skorzystają z tej metody z korzyścią dla nich samych, ryb i nas odbiorców. Osobiście wolę kupić rybę ładną i zdrową niż potencjalnie rybę ładną ale obarczoną jakimiś niewidocznymi wadami które mogą objawić się w przyszłości.
Jedyny kłopot to zidentyfikowanie danego genu
Tu chyba się to trochę kłóci z "łatwy i tani" ?

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.


  • Posty

    • Napięcie jak u S.  Kinga. Dobrze, że wszystko się poprostowało.
    • Witam malawijskie towarzystwo! Minęły już 3 miesiące od mojego ostatniego wpisu. Od tamtej pory mocno ruszyły glony, ryby podrosły a akwarium w końcu żyje pełnią życia. Oczywiście znalazła się też masa problemów - od nich właśnie chciałbym zacząć dzisiejszą aktualizację. Podczas codziennego obserwowania ryb grupy mbuna z jeziora malawi zawsze najbardziej robiła na mnie wrażenie ich ruchliwość, która w połączeniu z niebanalnymi kolorami pyszczaków dawała oczom prawdziwy spektakl skrawka pięknego biotopu w moim własnym salonie. Pierwszy problem pojawił się wtedy, gdy ryby przez przeszło miesiąc czasu żyły w ciszy pod kamieniami. Było to o tyle kłopotliwe, że ani ja nie mogłem się cieszyć widokiem ryb, ani ryby nie mogły cieszyć się odpowiednio szybkim wzrostem. Ich płochliwość spowodowała zmniejszenie apetytu a co za tym idzie spowolnił także ich przyrost masy. Przyczynę problemu wykryłem dość szybko. Jak tylko wykluczyłem możliwość zbyt słabych parametrów wody odkryłem, iż mój kot notorycznie wrzucał zakrywkę od pokrywy akwarium do jego środka. Duża częstotliwość takiego działania spowodowała strach do pływania w toni u ryb. Jak tylko połączyłem kropki zabezpieczyłem zakrywkę tak, aby kot już nie mógł wrzucić jej do akwarium. Same ryby zacząłem na nowo przyzwyczajać do człowieka stosując głodówkę (oczywiście w granicach rozsądku - zamiast 3 razy dziennie dostawały raz). Gdy ryby zaczęły wychodzić zza kamieni przy karmieniu z powodu większej chęci do jedzenia szybko zaczęły z powrotem przyzwyczajać się do człowieka. Największy problem nastąpił około miesiąc temu: Otóż nie myśląc za dużo przy montowaniu oświetlenia opartego na modułach led postawiłem na przyklejenie go akrylem do pokrywy akwarium… Jak można się domyślić akryl w środowisku olbrzymiej wilgotności nie miał prawa wyschnąć, co poskutkowało odpadnięciem całej listwy z oświetleniem prosto do środka akwarium. O zaistniałej sytuacji dowiedziałem się dopiero po powrocie z pracy, kiedy to woda była już na tyle mętna od akrylu, że bałem się o zdrowie ryb. Od razu zabrałem się za podłączenie węży do akwarium, jeden pompował wodę przez balkon a drugi nalewał świeżej z kranu. Po godzinie okazało się, że wąż odprowadzający wodę z akwarium nie wyrabiał nad tym dolewającym i w salonie miałem wody po kostki. Szczęście w nieszczęściu, że żadna ryba nie ucierpiała. Nie mniej jednak wyciek wody spowodował zwarcie w zasilaczu od oświetlenia, który przez to, że leżał na podłodze za akwarium został zalany wodą. Po ogarnięciu sytuacji i ponownym zamontowaniu oświetlenia tym razem na śrubach, sytuacja się ustatkowała. Nie będę ukrywał, że spodziewałem się zdziesiątkowania populacji mojego akwarium, co na szczęście nie miało miejsca i ani jedna ryba nie przypłaciła mojego błędu życiem. Od tamtej pory wszystko śmiga jak należy więc mogę teraz napisać coś o samych rybach. Zacznę od gatunku Metriaclima Fainzilberi Makonde - ryba która tak jak wcześniej pisałem jest najbardziej związana ze środowiskiem skalnym przez co nie jest stałym bywalcem toni wodnej. Omawiany gatunek prawdopodobnie trafił mi się w statystyce 9+6 - o ile nie mylę się, iż samice mogą być tylko OB. Mooże jeszcze coś wyjdzie w ciapki ale szczerze wątpię. Z aż 9 samców tylko dwa dają się we znaki reszcie obsady. Dzieli ich +- 1cm wielkości. Większy osobnik zajmuje grotę po środku akwarium i nie narusza zbytnio cielesności innych ryb. Mniejszy samiec okupujący grotę w prawej części akwarium dużo bardziej natarczywie pokazuje swoją dominację na tym obszarze akwarium, ale nie robi przy tym większej krzywdy innym rybom. Nieustannie odgania nieproszonych gości ze swojego terytorium, ograniczając się przy tym jedynie do krótkiej pogoni. Z obserwacji tej dwójki nadal ciężko mi dojść do tego, który z nich jest rzeczywistym liderem u tego gatunku. Wielkość oraz okupowana przestrzeń skłania mnie ku stwierdzeniu iż to większy samiec wiedzie prym. Z drugiej jednak strony mniejszy osobnik wykazuje większą agresję wobec innych ryb i wcale nie schodzi z drogi temu pierwszemu. Myślę, że moje wątpliwości rozwieje zaobserwowanie wyczekiwanego przeze mnie ich spotkania na neutralnym gruncie, które podpowie mi kto tu jest maczo. Drugi gatunek to Metriaclima Msobo Magunga - gatunek widoczny non stop, uwielbiający pływanie w toni. Tutaj nie mam za dużo do powiedzenia. Wszystkie ryby tego gatunku to nadal żółtki nijak odróżniające się od siebie nawzajem. Jedyne co wiem to to, że dwa osobniki powoli nabierają „brudnej żółci” co świadczyć może o ich powolnym wybarwianiu się ku niebiesko-czarnym kolorom dorosłych samców. Trzeci i ostatni już gatunek w moim akwarium to Metriaclima Kingsizei Lupingu - ryba widoczna najczęściej ze wszystkich, bojąca się człowieka najmniej. Wiecznie zainteresowana wszystkim spoza i w akwarium, pierwsza do jedzenia i pogodnie nastawiona. Tutaj o jakimkolwiek samcu nie mam pojęcia, każda ryba wygląda identycznie a odróżnia ich jedynie wielkość. Nie mogę się doczekać momentu, kiedy jakiś samiec wybarwi się na kolory dominanta. Przy istniejącej sytuacji zbiornika i takim a nie innym usposobieniu gatunków póki co w akwarium jest zdecydowanie za żółto. Przełom w tej sprawie będzie dopiero w nowym, większym baniaku po dodaniu czwartego gatunku, kiedy to bilans ryb o tym kolorze troche zmniejszy się w stosunku do całości obsady. Tutaj jeśli jeszcze ktoś to czyta prosiłbym o sugestie jaki gatunek mógłbym dodać. Chciałbym utrzymać akwarium w klimacie ryb z rodzaju Metriaclima. Nowy baniak będzie miał 700l także możecie pisać swoje propozycje co by do niego pasowało, uwzględniając oczywiście dopasowanie do obecnej obsady. Póki co na celowniku mam Metriaclima hajomaylandii. Tak akwarium prezentuje się na dzień dzisiejszy: IMG_8375.mov   Na koniec wrzucam filmik z wczorajszego wieczornego karmienia i życzę wszystkiego dobrego, pozdro! IMG_8269.mov  
    • No  i sprawa wyjaśniona w tym konkretnym przypadku. Ja cały czas stosuje coś takiego jak w linku .  Ma zwolenników i  sceptyków. Osobiście polecam. https://www.ustm.pl/produkt/wkłady-sedymentacyjno-weglowe-sto/
    • Odpisali mi z zoolka. Oto co napisali: W przypadku preparatów firmy ZOOLEK wskazujemy termin do którego produkt zachowuje swoje właściwości. Nie podajemy terminu przydatności po otwarciu. Jeśli chodzi konkretnie o preparat Antychlor, to spokojnie zachowuje on swoje działanie nawet po przekroczeniu terminu. OK to gitara. Mogę spokojnie używać ten antychlor. Nie musze się przejmować jakąkolwiek datą ważności.
    • Przeczytałem ten artykuł co podałeś, wynika z niego że mam ten nowy prefiltr bo mam 2 kosze zamiast jednego wielkiego.
    • Nie wiem czy dobrze kojarzę, ale kiedyś był problem z obiegiem wody w JBL. Firma zmieniała konstrukcję górnego koszyka. Może to właśnie Twój problem? https://www.akwarystyczny24.pl/artykul/nowy-prefiltr-w-filtrach-jbl-cristal-profi-greenline-ii-158
    • Napisałem wczoraj do zoolka. Może dzisiaj odpiszą.
    • Data  na opakowaniu antychloru to data ważności produktu w zamkniętym i oryginalnym opakowaniu ( w odpowiednich warunkach) .  Masz racje poddając wątpliwości. Po otwarciu substancje aktywne mogą się  pomału ulatniać i degradować. napisz do producenta to udzieli wyjaśnień .
    • Chyba napisze do zoolka bo czuje że nic się tutaj nie dowiem... 
    • Nie zadawaj mi takich pytań bo ja na przykładzie testów kropelkowych miałem na myśli ważność antychlorów na np. pół roku albo więcej. Przykładowo bo chce się tego dowiedzieć. Nic nie pisałem o 48h bo to bzdura. Moje pytanie kieruje do kogoś kto zna się na chemii i czy może mi powiedzieć ile czasu ważności mają antychlory po pierwszym użyciu?  Do kogoś kto się naprawde na tym zna.
  • Tematy

  • Grafiki

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

By using this site, you agree to our Warunki użytkowania.