Skocz do zawartości

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Moja parka Scieanochromisów jest spokojna, rozmnaża się często młode uzyskałem już z pierwszego tarła. Pływają z non-mbuna, zbiornik 200cm.Podam odmiany Scieanochromis fryeri:

Cape Maclear

Chewere

Chiofu Bay

Chizumulu ls

Iceberg

Likoma ls

Chuanga

Lumbaulu

Lundu

Lupingu

Maguana

Maleris ls

Mbenji ls

Ntekete

Tajwan Reef

Ob.

Pozdrawiam :)

--

Opublikowano

Posiadałem ten gatunek w kilku zbiornikach w tym w swoim klubowym, który jest tak de facto moim prywatnym polem doświadczalnym ;). Ryby zakupiłem z pewnego źródła i była to odmiana Iceberg. Źródło było dla mnie tak pewne, ze skoro miałem F1 tej odmiany to nawet przez głowę nie przeszło mi, ze ryba ta może być spoza jeziora. Traktowałem je jako zwykłe freiki. Pozostałe egzemplarze jakie miałem to już standardowe frejki większości Fxx. Pływały u mnie w 200 cm baniaku. Niestety skończyły podobnie jak wcześniej opisywany gatunek a mianowicie podwójne uderzenie mykobakteriozy i awarii filtra odesłało je do krainy wiecznych łowów. Pozostałe baniaki gdzie przeżyła to 960-ka ( 200 cm ) i baniak 180x60x60. Wrócę jednak do moich wątpliwości bo zasiał je Nabe jako (nie)szczęśliwy posiadacz potomstwa moich ryb. Otórz wychów młodych pyszczaków to wbrew pozorom nie takie łatwe zadanie. Pielęgnując je w domu i karmiąc w odpowiedni sposób uzyskiwałem zawsze dobre ryby. W klubie będąc raz dziennie i często nie mogąc być w weekendy wychowywałem ryby tylko na własne potrzeby i jak najszybciej wrzucałem do ogólnego. Takie rybki trafiły do Nabego. Oczywiście ostrzeżonego o potencjalnej wadliwości towaru ;). Potencjalna wadliwość ryb była podwójna, gdyż istniało małe ryzyko iż tatusiem jest bardzo kochliwy Otopharynx ;). Rybki u Nabe dorosły i ... trafiły na galerie jako potencjalne kundelki ... ładne kundelki ;). Myślę, że więcej o nich mógłby napisać Krzysiek więc nie będę mu wchodził z buciorami w jego baniak ;). Oczywiście potrzeba była matką poszukiwań i zacząłem szukać co to są właściwie te Icebergi no i oczywiście czy rybki pływające u Nabe to na pewno dzieci z prawego łoża. Poszukałem starych fotek i wychodzi na to że jednak rybki Nabe to nie Scieanokundelusy jak je poetycko nazwał tylko wypisz wymaluj nieodrodne dzieci tatusia. Mój samiec wyglądał bardzo podobnie i przyżółcenia są raczej jego sprawką niż sąsiada co nie dość że zjada klocki to jeszcze miał niedwuznaczne zamiary względem sąsiadki ;). Poszukiwania rodowodu tej odmiany frejek wskazują,ze Iceberg to tak naprawdę jeziorowa ryba a dokładnie wariant geograficzny Malerii Island. Znalezione w sieci fotki w niektórych przypadkach wskazują równie jasną odmianę jednak z dużo mniejszą ilością żółci. Nasz Iceberg jest więc najprawdopodobniej chowem selektywnym w którym te cechy uwypuklono. Nie dam się jednak za to pociąć i chętnie obejrzałbym fotki innych Icebergów które są w posiadaniu klubowiczów. Jeśli je macie to wystawcie to moja praca naukowa będzie pełniejsza ;). Tak mnie to zaintrygowało, ze gdy znajomy zaproponował mi młode Icebergi Fxx z innego źródła to od razu odpaliłem baniak na ich przyjęcie bo są za małe aby trafić do baniaka klubowego. Zaskoczony byłem jednak tym, ze na części młodych widać wyraźnie jakieś szczątkowe plamki a na 100 % mój jurny gównozjadek płetw w tym nie maczał ;). Tak więc śledztwo trwa :P .


Wracając jednak do frejki to różnie jej losy się potoczyły. To delikatny drapieżnik, nadający się do mixów z mbuna jednak przede wszystkim wtedy gdy jest wpuszczany jako pierwszy lub jest relatywnie duży. Przegrywa konkurencje pokarmową z szybkimi i silnymi Mbuniakami trochę lepiej ale też niebezpiecznie jest dodawać je do non- Mbuna gdy ta jest sporo większa. Dużym drapieżnikom młode frejki na pewno by smakowały :mrgreen: ale tez nie polecam takiego rozwiązania. Oczywiście są wyjątki od reguły jednak nie polecam dodawać młodych frejek do obsady dorosłej a jeśli już to robicie ( tak jak ja niedługo ) to musicie liczyć się ze stratami, częściej przeżywają samce bo samice są już w ogóle słabe. Moje trafią do już dość pełnego baniaka z borlejkami, młodymi crabro, venustusami, astatotilapiami i garścią pozostałości po starej obsadzie ( pojedyncze samice msobo, saulosi, dialeptos ) wiec jeśli borleje ich nie zatłuką to będą miały umiarkowane szanse ale to i tak lepsze niż to co miałby gdybym ich nie wziął ... ale to pominę ze względów osobistych :-D . W akwariach w których potraktowałem je jak inne non - Mbuna kończyły rożnie. W jednym baniaku z 6 przeżyła tylko para dorosła i daje sobie radę ( 960-ka ) w drugim jest tylko samiec z 4 sztuk ( 960ka), każda próba dopuszczenia samicy kończy się jej śmiercią wiec daliśmy sobie spokój, ryby stresuje i zamęcza obecna tam Mbuna a samiec jakoś sobie radzi ale jest jednak tłem zwykłej frejki. Wszędzie startowałem od młodych ryb z tym, ze tylko w przypadku mojego klubowego były one już dość duże. W jedynym mix-ie wystartowanym w baniaku 180 cm z dość łagodną Mbuna i non -Mbuna ( yellow, Aulonocara, Astatotilapia i wariat msobo ) zostało to co kupiliśmy czyli samiec i 3 samice. W bliźniaczym baniaku gdzie były afry, saulosi coral, Aulonocary, crabro, nie przeżyła ani jedna z 8 sztuk ale były nad wyraz małe ( skończyłem wtedy współprace ze sklepem z którego przyjechały ) i drugi raz nie próbowałem. Reasumując wprowadzenie frejki do dorosłego Mixa to bardzo trudna sprawa, do non -mbuny trudna sprawa,. najlepiej więc aby to od tej ryby zaczynać budowę obsady i do niej wpuszczać kolejne. Najlepiej relatywnie łagodną non-Mbuna. Ryba polująca na spadającego płatka nie ma szans pojeść z rybami które najchętniej same obsłużyłyby się wskakując do puszki z karmą ;). Tak jak wspomniał chyba yaro jako eliminatora narybku do Mbuna lub Mix-a lepiej dawać yellow, ewentualnie chipokae czy jeśli już drepczemy do non-Mbuna to Otopharynxa który ma w bajorze nieuciekającą karmę to jednak w baniaku świetnie poluje i na ta uciekającą. I znowu się lekko rozpisałem :mrgreen:

  • Dziękuję 3
Opublikowano

Co do tezy że yellow jest lepszym eliminatorem młodych, to się nie zgodzę. Miałem również te ryby i przeżywalność młodych była spora, zwłaszcza ich własnych młodych, a jako że mnożyły się jak króliki to często musiałem robić kipisz w akwa. Aktualnie przy S.F przeżywalność jest incydentalna i zdarza się wyłącznie u chewere. Kilka cwanych maluchów schowało się w rewirze ojca, gdzie łowca ma utrudniony dostęp z przyczyn oczywistych, króla się nie niepokoi ;). Dodam że chewery mnożą się na potęgę i zazwyczaj samice inkubują w tym samym czasie (aktualnie 3), więc wysyp młodych jest znaczny. Oczywiście fryeri nie pochłania wszystkiego, bo chyba żadna ryba nie pogardzi maluchem ;)

  • Dziękuję 1
Opublikowano

Nie wiem czy to antyteza mojej tezy ;) ale napisałem "lepiej dawać yellow, ewentualnie chipokae" ... to oczywiście nie jest deklaracja skuteczności yellow w morderczym fachu. Nawet nie siliłbym się na to aby udowadniać, że szczypcoszczęki dostosowany do wybierania żarełka z peryfitonu caeruleus jest lepszym rybojadem. On po prostu dobrze się tym zajmuje a jego pielęgnacja z Mbuna czy non-Mbuna nie nastręcza tylu problemów. Sytuacja z chipokae jest już inna bo to rybojad ale dałem go na drugim miejscu bo to Melano a więc i inny pakiet problemów i mniejsza elastyczność przy komponowaniu obsad.

Opublikowano
generalnie zgadzam się z wszystkimi wypowiedziami kolegów, z wyjątkiem tego, że jest najlepszym eliminatorem narybku, u mnie nim jest Yelowek,
Bardziej chodziło mi o tą wypowiedź ale to może wynikać z cech osobniczych i z wieku ryb. Młodymi zazwyczaj bardziej rządzi instynkt a stare mają już swoje przyzwyczajenia (i nie tylko ryby :mrgreen: ).
Opublikowano

Nie do końca się z ta tezą zgodzę ale i całkowicie jej nie zaneguje. Pyszczaki są bardzo specyficznymi, inteligentnymi i trudnymi do zaszufladkowania rybami, jednak ich obserwacja ma sens i buduje pewnego rodzaju ramy zachowań, które choć nie w 100 % są powtarzalne to jednak stają się typowymi a jako takie są przydatne i wartościowe. Jako, że wyjątek potwierdza regułę takie dyskusje maja sens podobnie jak opisy gatunkowe. O ile prawidłowo zrozumiałem Twoja dygeresję ;).

Opublikowano

Chodzi o to, że np u mnie pływał ze sporymi drapieżnikami i

nie był zdominowany ani męczony oraz był świetnym łowcą

narybku to nie konieczne u kogoś będzie tak samo.

Oczywiście warto opisywać, rozmawiać, obserwować, ale też

nie można brać tego jako pewnik, że właśnie tak z daną rybą będzie wszędzie.

Tak prafilaktycznie to było...

;)

  • Dziękuję 1
Opublikowano

Znowu pewne nieporozumienie ja napisałem "niebezpiecznie jest dodawać je do non- Mbuna gdy ta jest sporo większa. Dużym drapieżnikom młode frejki na pewno by smakowały ale tez nie polecam takiego rozwiązania". Chodziło tu o dużego drapieżnika np 25 cm i pomysł wpuszczenia do niego/nich 4-5 cm frejek ... samo wpuszczenie w odpowiedni sposób ryby tego gatunku z podobnej wielkości drapieżnikami i ich ewentualna wspólna koogezystencja jest wg mnie o wiele lepszym pomysłem niż z Mbuna ( w akwarium domowym sam mam zamiar pielęgnować jednego dużego drapieżnika i jednego mniejszego ) ale jako, że opisałeś już to wcześniej a ja miałem je w Mixie to akurat o tym nie chciałem już pisać.

Opublikowano

Sciaenochromis fryeri pomimo tego, że przez A. Koningsa zbadany i opisany został w 1992 roku, to wśród akwarystów był znany znacznie wcześniej. Ryby poławiane przez dr Fuelleborna w 1927 roku zostały opisane przez dr Ernst'a Ahl jako Sciaenochromis i na cześć jego badacza nazwane Sciaenochromis Ahli. W 1935 roku Ethelwynn Trewavas, brytyjska ichtiolog, w swoich pracach przemianowała S. Ahli na Haplochromis Ahli w której to grupie Sciaenochromis przyporządkowany był aż do 1989 roku, w którym to roku D.H. Eccles i E. Trewavas wyodrębniła Sciaenochromisy z całej grupy Haplochromis. Ad Konings, Amerykański biolog, w 1993 rooku wyodrębnił z nich cztery gatunki: Sciaenochromis Ahli, Sciaenochromis fryeri, Sciaenochromis psammophilius i Sciaenochromis benthicola. Do dnia dzisiejszego w nomenklaturze handlowej można spotkać się z takimi nazwami jak Haplochromis Ahli, Haplochromis Jacksoni czy Haplochromis Electric Blue, co w przypadku ostatniej nazwy jest bardzo trafną nazwą, ponieważ pięknie wybarwiony samiec oszałamia swoją elektryzującą błękitną barwą.

W zależności od występowania, samce jak i samice nieznacznie różnią się od siebie ubarwieniem. Jednak każde dorosłe samce S. fryeri charakteryzują się przepiękną opalizującą błękitną barwą. W zależności od nastroju ryba ta zmienia intensywność swojego zabarwienia pokazując mocniejsze lub słabsze pionowe paski, przybierając bardziej metalizującą błękitną barwę czy barwiąc końcówki płetwy odbytowej na kolor od żółtej po czerwoną . W trakcie tarła czy w obecności innego samca S fryeri potrafi pokazać tak intensywnie metalizujące barwy, że swoim pięknem można ją przyrównać do ryb morskich.

W przypadku samic ubarwienie ich nie jest już takie atrakcyjne. Samice tak jak i młode ryby w zależności od występowania w jeziorze mogą różnić się swoją barwą od srebrzystej po jasno brązową. Pewnie ze względu na nieatrakcyjne ubarwienie ryba ta nie jest aż tak rozpowszechnioną jak inne ryby, np z grupy mbuna. Jednak moim zdaniem „śledziowate” ubarwienie samic z nawiązką zwraca nam przepięknie ubarwiony samiec, dlatego warto zainteresować się tą piękną pielęgnicą.

Sciaenochromis fryeri występuje na całym obszarze jeziora, jednak w każdym przypadku występuje w okolicach skał przy których znajdują się ryby z grupy mbuna. Nie zaobserwowano również ściśle określonej głębokości, na której przebywają te ryby, podstawowym warunkiem więc jest to, że przebywa tam gdzie znajduje się dla nich pokarm.

S. fryeri w młodości żywi się zooplanktonem, larwami owadów wodnych lub małymi owadami, w miarę swojego wzrostu, po osiągnięciu około 4 cm, zaczyna polować na małe rybki przede wszystkim z grupy mbuna. Scieanochromisy są doskonałymi pływakami a wraz z tym i doskonałymi łowcami.

W środowisku naturalnym samce dorastają do około 16 cm, choć najczęściej 12-14 cm, jednak w zależności od miejsca bytowania, występują różnice w wielkości tych ryb. Największy dziki okaz został zaobserwowany w okolicach wyspy Likoma i jego rozmiar osiągnął około 20 cm.

Samice są znacznie mniejsze i rzadko osiągają rozmiar 12 cm.

Zachowania godowe w naturze są bardzo ciekawe i niestety bardzo rzadko takie zachowanie można zaobserwować w akwarium. Sciaenochromis fryeri buduje duże kopce z piasku i swoim „tańcem” zachęca samicę do podpłynięcia do kopczyka aby odbyć z nią tarło. Tarło w naturze odbywa się w czasie gdy wody jeziora są krystalicznie czyste, między majem a październikiem. W okresie zimowym w okolicach stycznia, lutego gdy przejrzystość wody osiąga nawet niecały metr, Scieanochromis fryeri w ogóle nie podchodzi do tarła. Dorosła samica potrafi podchodzić w okresie letnim do tarła nawet co dwa miesiące. Samica składa 60 do 70 jajeczek inkubując je w paszczy przez okres 3 do 4 tygodni.

Hodowla Sciaenochromis fryeri nie nastręcza większych kłopotów, jednak należy pamiętać o kilku bardzo ważnych aspektach. Ryba ta wymaga akwarium o długości dna minimum 150 cm, czym mniejsze akwarium tym samiec przejawia większą agresję. Idealnym wyjściem było by posiadanie akwarium 200 cm i posiadanie 2 samców przy 4-5 samicach. W takim układzie i przy takim akwarium istnieje duża szansa na posiadanie pięknie wybarwionego samca i utrzymanie przy odpowiedniej aranżacji akwarium w miarę niskiego poziomu agresji. Sciaenochromis fryeri wśród drapieżników jest jedną z najspokojniejszych ryb, jednak nie można nazwać go spokojnym i łagodnym pyszczakiem.

Posiadając S. fryeri w akwarium należy bezwzględnie przestrzegać odpowiedniej diety. Karmiąc tę piękną pielęgnicę, mając w świadomości, że jest to rybożerca, karmimy ją pokarmami wysokobiałkowymi zbyt często. Zapominamy o tym, że ryby te w naturze nie mają możliwości tak regularnego spożywania posiłków jak w przypadku karmienia w akwarium. Pyszczaki te powinniśmy więc karmić pokarmami dobrej jakości, pokarmami suchymi przeznaczonymi dla ryb mięsożernych urozmaiconymi pokarmami takimi jak kryl, krewetki, larwy komara. Pamiętać należy, że skorupiaki w diecie spełniają bardzo ważną rolę, odtłuszczają przewód pokarmowy ryby a przez to ryba ma bardziej naturalną sylwetkę i jest zdrowsza. Przekarmione, nieodpowiednio żywione S. fryeri często chorują na bload i inne choroby pasożytnicze.

Dobierając towarzystwo do akwarium dla tych ryb powinniśmy pamiętać nie tylko o preferencjach żywieniowych, ale i dobraniu ryb o odpowiednim temperamencie. Nie powinny to być zbyt energiczne i agresywne ryby z grupy mbuna, w tym towarzystwie Sciaenochromis nie czuje się zbyt komfortowo. Oczywistym jest fakt, że współlokatorzy nie mogą być za mali, będą postrzegani wtedy przez drapieżnika, jakim niewątpliwie jest, S. fryeri, jako pokarm. Sciaenochromi daje sobie radę wśród dużych drapieżników np. Nimbochromis livingstonii i często akwaryści łączą te ryby ze sobą.

Oprócz doboru obsady względem temperamentu czy zgodności żywieniowej, trzeba zwrócić również uwagę na dobór ryb pod względem hybrydyzacji, niestety Sciaenochromis fryeri jest rybą która bardzo często potrafi podejść do tarła nie koniecznie z samicą swojego gatunku, nie powinniśmy do S. fryeri dołączać do obsady akwarium ryb, których samice są bardzo podobne do samic S. fryeri. Zdarza się że samiec Sciaenochromisa fryeri potrafi zabić samca Aulonocary maylandii, aby przystąpić do tarła z jego samicą do której pielęgnice te czują szczególne upodobanie. Oczywiste jest również nie mieszanie ryb różnych odmian barwnych w celu utrzymania czystości gatunku i nie dopuszczania do tworzenia hybryd tych jakże pięknych ryb.

Rozmnażanie nastręcza kłopoty, które nie są spowodowane brakiem chęci do podchodzenia do tarła, a wręcz odwrotnie zbyt częste i natarczywe amory powodują, że często samice zdychają wycieńczone przez samca w trakcie intensywnych amorów. Odpowiednim sposobem powinno być zapewnienie samicom schronień i większej ilości samic, nawet 3 na jednego samca, w celu rozłożenia zapędów samca na większą ilość samic. W akwarium samiec dość często nakłania samice do tarła, jednak nie buduje charakterystycznych wulkanów, jak to bywa w naturze, ale wystarczy mu płaski kamień, na którym dochodzi do zapłodnienia ikry. Tarło jest bardzo intensywne, samica i samiec „tańczą” wkoło siebie, samica wypuszcza jajeczko a samiec zbliżając się płetwą odbytową do niego zapładnia je po czym samica pobiera jajeczko do paszczy. Cykl taki powtarzany jest około 60 razy a całe tarło może trwać nawet 30 minut. Samica nosi ikrę dłużej niż w naturze w obawie przed innymi mieszkańcami akwarium, nosząc do 50 sztuk. W akwarium ogólnym ciężko jest dochować się potomstwa ponieważ młode ryby zostają zjedzone przez ryby własnego gatunku jak i przez innych mieszkańców akwarium.

W celu dochowania się potomstwa, warto samicę w 3 tygodniu noszenia ikry przenieść do kotnika i poczekać na wypuszczenie ryb przez samicę. Młode po wypuszczeniu dadzą sobie spokojnie radę. Należy pamiętać aby samice włożyć do akwarium ogólnego wieczorem tuż przed zgaszeniem światła, w celu zapewnienia jej jak najmniej stresującego powrotu. Małe karmimy artemią, pokarmem dla narybku i drobno pokruszonym pokarmem dla ryb mięsożernych.


Stan - zgodnie z obietnicą - skoro ty napisałeś i ja dotrzymuję słowa.

  • Dziękuję 7

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.


  • Posty

    • Napięcie jak u S.  Kinga. Dobrze, że wszystko się poprostowało.
    • Witam malawijskie towarzystwo! Minęły już 3 miesiące od mojego ostatniego wpisu. Od tamtej pory mocno ruszyły glony, ryby podrosły a akwarium w końcu żyje pełnią życia. Oczywiście znalazła się też masa problemów - od nich właśnie chciałbym zacząć dzisiejszą aktualizację. Podczas codziennego obserwowania ryb grupy mbuna z jeziora malawi zawsze najbardziej robiła na mnie wrażenie ich ruchliwość, która w połączeniu z niebanalnymi kolorami pyszczaków dawała oczom prawdziwy spektakl skrawka pięknego biotopu w moim własnym salonie. Pierwszy problem pojawił się wtedy, gdy ryby przez przeszło miesiąc czasu żyły w ciszy pod kamieniami. Było to o tyle kłopotliwe, że ani ja nie mogłem się cieszyć widokiem ryb, ani ryby nie mogły cieszyć się odpowiednio szybkim wzrostem. Ich płochliwość spowodowała zmniejszenie apetytu a co za tym idzie spowolnił także ich przyrost masy. Przyczynę problemu wykryłem dość szybko. Jak tylko wykluczyłem możliwość zbyt słabych parametrów wody odkryłem, iż mój kot notorycznie wrzucał zakrywkę od pokrywy akwarium do jego środka. Duża częstotliwość takiego działania spowodowała strach do pływania w toni u ryb. Jak tylko połączyłem kropki zabezpieczyłem zakrywkę tak, aby kot już nie mógł wrzucić jej do akwarium. Same ryby zacząłem na nowo przyzwyczajać do człowieka stosując głodówkę (oczywiście w granicach rozsądku - zamiast 3 razy dziennie dostawały raz). Gdy ryby zaczęły wychodzić zza kamieni przy karmieniu z powodu większej chęci do jedzenia szybko zaczęły z powrotem przyzwyczajać się do człowieka. Największy problem nastąpił około miesiąc temu: Otóż nie myśląc za dużo przy montowaniu oświetlenia opartego na modułach led postawiłem na przyklejenie go akrylem do pokrywy akwarium… Jak można się domyślić akryl w środowisku olbrzymiej wilgotności nie miał prawa wyschnąć, co poskutkowało odpadnięciem całej listwy z oświetleniem prosto do środka akwarium. O zaistniałej sytuacji dowiedziałem się dopiero po powrocie z pracy, kiedy to woda była już na tyle mętna od akrylu, że bałem się o zdrowie ryb. Od razu zabrałem się za podłączenie węży do akwarium, jeden pompował wodę przez balkon a drugi nalewał świeżej z kranu. Po godzinie okazało się, że wąż odprowadzający wodę z akwarium nie wyrabiał nad tym dolewającym i w salonie miałem wody po kostki. Szczęście w nieszczęściu, że żadna ryba nie ucierpiała. Nie mniej jednak wyciek wody spowodował zwarcie w zasilaczu od oświetlenia, który przez to, że leżał na podłodze za akwarium został zalany wodą. Po ogarnięciu sytuacji i ponownym zamontowaniu oświetlenia tym razem na śrubach, sytuacja się ustatkowała. Nie będę ukrywał, że spodziewałem się zdziesiątkowania populacji mojego akwarium, co na szczęście nie miało miejsca i ani jedna ryba nie przypłaciła mojego błędu życiem. Od tamtej pory wszystko śmiga jak należy więc mogę teraz napisać coś o samych rybach. Zacznę od gatunku Metriaclima Fainzilberi Makonde - ryba która tak jak wcześniej pisałem jest najbardziej związana ze środowiskiem skalnym przez co nie jest stałym bywalcem toni wodnej. Omawiany gatunek prawdopodobnie trafił mi się w statystyce 9+6 - o ile nie mylę się, iż samice mogą być tylko OB. Mooże jeszcze coś wyjdzie w ciapki ale szczerze wątpię. Z aż 9 samców tylko dwa dają się we znaki reszcie obsady. Dzieli ich +- 1cm wielkości. Większy osobnik zajmuje grotę po środku akwarium i nie narusza zbytnio cielesności innych ryb. Mniejszy samiec okupujący grotę w prawej części akwarium dużo bardziej natarczywie pokazuje swoją dominację na tym obszarze akwarium, ale nie robi przy tym większej krzywdy innym rybom. Nieustannie odgania nieproszonych gości ze swojego terytorium, ograniczając się przy tym jedynie do krótkiej pogoni. Z obserwacji tej dwójki nadal ciężko mi dojść do tego, który z nich jest rzeczywistym liderem u tego gatunku. Wielkość oraz okupowana przestrzeń skłania mnie ku stwierdzeniu iż to większy samiec wiedzie prym. Z drugiej jednak strony mniejszy osobnik wykazuje większą agresję wobec innych ryb i wcale nie schodzi z drogi temu pierwszemu. Myślę, że moje wątpliwości rozwieje zaobserwowanie wyczekiwanego przeze mnie ich spotkania na neutralnym gruncie, które podpowie mi kto tu jest maczo. Drugi gatunek to Metriaclima Msobo Magunga - gatunek widoczny non stop, uwielbiający pływanie w toni. Tutaj nie mam za dużo do powiedzenia. Wszystkie ryby tego gatunku to nadal żółtki nijak odróżniające się od siebie nawzajem. Jedyne co wiem to to, że dwa osobniki powoli nabierają „brudnej żółci” co świadczyć może o ich powolnym wybarwianiu się ku niebiesko-czarnym kolorom dorosłych samców. Trzeci i ostatni już gatunek w moim akwarium to Metriaclima Kingsizei Lupingu - ryba widoczna najczęściej ze wszystkich, bojąca się człowieka najmniej. Wiecznie zainteresowana wszystkim spoza i w akwarium, pierwsza do jedzenia i pogodnie nastawiona. Tutaj o jakimkolwiek samcu nie mam pojęcia, każda ryba wygląda identycznie a odróżnia ich jedynie wielkość. Nie mogę się doczekać momentu, kiedy jakiś samiec wybarwi się na kolory dominanta. Przy istniejącej sytuacji zbiornika i takim a nie innym usposobieniu gatunków póki co w akwarium jest zdecydowanie za żółto. Przełom w tej sprawie będzie dopiero w nowym, większym baniaku po dodaniu czwartego gatunku, kiedy to bilans ryb o tym kolorze troche zmniejszy się w stosunku do całości obsady. Tutaj jeśli jeszcze ktoś to czyta prosiłbym o sugestie jaki gatunek mógłbym dodać. Chciałbym utrzymać akwarium w klimacie ryb z rodzaju Metriaclima. Nowy baniak będzie miał 700l także możecie pisać swoje propozycje co by do niego pasowało, uwzględniając oczywiście dopasowanie do obecnej obsady. Póki co na celowniku mam Metriaclima hajomaylandii. Tak akwarium prezentuje się na dzień dzisiejszy: IMG_8375.mov   Na koniec wrzucam filmik z wczorajszego wieczornego karmienia i życzę wszystkiego dobrego, pozdro! IMG_8269.mov  
    • No  i sprawa wyjaśniona w tym konkretnym przypadku. Ja cały czas stosuje coś takiego jak w linku .  Ma zwolenników i  sceptyków. Osobiście polecam. https://www.ustm.pl/produkt/wkłady-sedymentacyjno-weglowe-sto/
    • Odpisali mi z zoolka. Oto co napisali: W przypadku preparatów firmy ZOOLEK wskazujemy termin do którego produkt zachowuje swoje właściwości. Nie podajemy terminu przydatności po otwarciu. Jeśli chodzi konkretnie o preparat Antychlor, to spokojnie zachowuje on swoje działanie nawet po przekroczeniu terminu. OK to gitara. Mogę spokojnie używać ten antychlor. Nie musze się przejmować jakąkolwiek datą ważności.
    • Przeczytałem ten artykuł co podałeś, wynika z niego że mam ten nowy prefiltr bo mam 2 kosze zamiast jednego wielkiego.
    • Nie wiem czy dobrze kojarzę, ale kiedyś był problem z obiegiem wody w JBL. Firma zmieniała konstrukcję górnego koszyka. Może to właśnie Twój problem? https://www.akwarystyczny24.pl/artykul/nowy-prefiltr-w-filtrach-jbl-cristal-profi-greenline-ii-158
    • Napisałem wczoraj do zoolka. Może dzisiaj odpiszą.
    • Data  na opakowaniu antychloru to data ważności produktu w zamkniętym i oryginalnym opakowaniu ( w odpowiednich warunkach) .  Masz racje poddając wątpliwości. Po otwarciu substancje aktywne mogą się  pomału ulatniać i degradować. napisz do producenta to udzieli wyjaśnień .
    • Chyba napisze do zoolka bo czuje że nic się tutaj nie dowiem... 
    • Nie zadawaj mi takich pytań bo ja na przykładzie testów kropelkowych miałem na myśli ważność antychlorów na np. pół roku albo więcej. Przykładowo bo chce się tego dowiedzieć. Nic nie pisałem o 48h bo to bzdura. Moje pytanie kieruje do kogoś kto zna się na chemii i czy może mi powiedzieć ile czasu ważności mają antychlory po pierwszym użyciu?  Do kogoś kto się naprawde na tym zna.
  • Tematy

  • Grafiki

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

By using this site, you agree to our Warunki użytkowania.